O 2016 kroków za daleko – recenzja najsłynniejszego ghańskiego filmu science-fiction
Początek XX wieku w kinie afrykańskim można śmiało uznać za jeden z jego momentów przełomowych. Zamiast brać się tak jak do tej pory głównie za dramaty, twórcy z Czarnego Lądu zaczęli kręcić niskobudżetowe filmy akcji na modłę tych amerykańskich. Najbardziej znanymi przedstawicielami tego nurtu są ugandyjskie Wakaliwood ( Kto zabił kapitana Alexa? ) oraz ghańskie Gollywood, którego najsłynniejsze dzieło będzie obiektem tej recenzji. Film ten nosi tytuł 2016 i jest on dziwną hybrydą B-klasowych filmów akcji z kaset VHS połączonych z dziełami Jamesa Nguyena (o których być może też coś napiszę). Jest możliwe, że znacie fragment tego filmu, w którym okropny CGI kosmita kopie dziecko, po czym znika. Jeśli tak, to gratulacje, byliście świadkami kawałka wielkiego kina nakręconego w 2010 (tym samym roku, co Kapitan Alex ) przez anonimowego reżysera kryjącego się pod pseudonimem Ninja. Jest on znany przede wszystkim z tego pokroju filmami sci-fi robionymi za grosze w Ghanie. Nie widzę sensu